Postanowiliśmy przenieść się na kolejną wyspę i już miało paść na Ko Phi Phi, która jest ponoć najpiękniejszą z wysp Tajlandii, ale niestety - podobno zatraconą bezpowrotnie na rzecz turystyki ekskluzywnej, a takiej bynajmniej nie poszukiwaliśmy… Poszukiwaliśmy klimatów Ko Tao. Wiem, że to straszny ogólnik, ale jakbym miała ten klimat opisać to byłoby to coś w rodzaju: baru na plaży, gdzie po zachodzie słońca, siedząc na macie, rozmowy na tematy egzystencjalne wiodą ludzie z najodleglejszych zakątków na świecie, popijając Changa albo Singhę i oglądając miotaczy ognia, planując kolejny etap podróży, mającej na celu doświadczenie czegoś nowego, ucieczkę – chwilową bądź długoterminową od tego, co pozostawiło się za sobą. Opływanie w luksusy w odległych rejonach ma w sobie coś sztucznego, zwłaszcza, jeśli opływa się w nie w niezamożnym kraju. Kiedy podróżuję w dalekie strony chcę poczuć klimat rejonu, zobaczyć w jakich warunkach żyją autochtoni, co jedzą, co myślą, jak postrzegają świat, skąd się wywodzą, co wpłynęło na ich punkt widzenia. Nie chcę, żeby usługiwali mi ubrani we fraki i nazywali mnie „madam”.
Koh Lanta miała być alternatywą dla Ko Phi Phi. Położona przy zachodnim wybrzeżu Tajlandii nad Morzem Andamańskim jest raczej miejscem bliższego obcowania z naturą i dłuższych refleksyjnych spacerów po pustej niemal plaży niż imprezownią.
Ko Lanta - miejsce, w którym czujesz się, jak na krańcu świata... |
Zachodnie wybrzeże wyspy należy do turystów, z tym, że im dalej na południe, tym jest ich mniej, ceny są niższe i klimat bardziej swojski (patrz: 2 akapity wyżej, co autorka rozumie poprzez „klimat”). We względów mi niezrozumiałych, wyspy tajskie bardzo lubią stylizować się na Jamajkę. Od rytmów reagge, które nadają non-stop pod banderą zielono-czarno-żółtą począwszy na wymalowanej na ścianie podobiźnie Boba M i liścia skończywszy, starają się namolnie przekonać turystów, że znajdują się na Karaibach. Znaczy się indyk przebiera się za kurczaka… Muzyki tajskiej w barach wysp nie uświadczysz…

Ko Lanta zamieszkana jest w większości przez społeczność muzułmańską, której ubiera się raczej w sposób tradycyjny (bardziej się to rzuca w oczy w przypadku kobiet).
Wschodnia część wyspy zabudowana jest drewnianymi chatkami na nóżkach, które od skansenu różni to, że przed każdą stoi skuter, jak już wspomniano podstawowy środek lokomocji na wyspach. Ciekawym miejscem do odwiedzenia, wybierając się przejażdżkę, jest stare miasto, znajdujące w południowo-wschodniej części wyspy. Ciekawym sklepem z oryginalnymi pamiątkami w postaci kolorowych ręcznie tkanych hamaków, jest The Hammock House.
Wieczorami odpoczywaliśmy siedząc na plaży, rozmawiając z chłopakami prowadzącymi hotel i bar przy plaży, bardzo zresztą przyjazną bandą. Wyjątkową zdolność zaprzyjaźniania się z turystami wykazywał niejaki Rambo z Laosu, w chwilach wolnych od pracy sam będący obieżyświatem.
O ile pobyt na wyspach tajskich sprawił, że wypoczęliśmy i „naładowaliśmy baterie”, o tyle po pewnym czasie tułaczki wyspowo-wybrzeżnej zatęskniliśmy do cywilizacji miejskiej i postanowiliśmy ruszyć na podbój Malezji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz